środa, 5 lutego 2014

Streszczenie styczeń-luty, czyli nauka, nauka i... nauka

Jak ten czas szybko leci to się w głowie nie mieści!

Od powrotu na studia po świątecznej przerwie non stop siedziałam z nosem w zeszytach, książkach, notatkach, kserówkach, programach komputerowych, Wordzie i Excelu - oraz oczywiście w pdfach ;) Drukarka wypluła co najmniej milion stron.
Na nic nie miałam czasu! Praktycznie przestałam jeść, nie mówiąc o jakichkolwiek (!) przyjemnościach.

Mój rozkład wyglądał tak:
5/6/7 pobudka -> do 17-20 uczelnia -> później 1,5 godziny leżenia w łóżku, kiedy nie mogłam podnieść nawet powieki -> projekty, sprawozdania, nauka -> do 1 w nocy.
W soboty wstawałam ok 10 i do pracy! W niedzielę miałam kolosy z jednego przedmiotu. Przypominam, że studiuję dziennie :P I wstawałam koło 6.

Zakończył się semestr i od razu sesja. Tak. W niedzielę ostatni kolos, a w poniedziałek już egzamin. Egzaminy miałam codziennie przez 2 tygodnie, prócz trzech wolnych dni. Hłehłehłe :D

Tak wyglądałam przez ostatni miesiąc :P
Tylko coś za bardzo wysprzątane na tym obrazku :P

Obecnie mam przed sobą trzy poprawki i zaliczenie z angielskiego.
Z jednego egzaminu miałam 55%, zaliczenie od 60%. Jeden punkt...
Drugi egzamin podzielony na 2 części, pierwsza (praktyczna - rysowanie projektów) 95%, druga (teoretyczna) ok 15% (?). Aby zdać trzeba mieć z obu po 50%. Szkoda, że nie liczono ze średniej arytmetycznej :P W projektach i praktycznym zastosowaniu różnych metod jestem dobra, ale nauka na pamięć to dla mnie koszmar...
Na trzecim egzaminie były 2 zadania. Aby zaliczyć trzeba mieć jedno dobrze i drugie w połowie. Ja miałam jedno dobrze i drugie w 1/3, bo pomyliłam się na początku i reszta poszła źle. A za metodę punktów nie ma.
Na angielski się nie nauczyłam, bo mi już zwyczajnie czasu nie starczyło...

Wspomnę o jeszcze jednym egzaminie, bo mnie krew jasna zalewa. Wykładowca wybierał sobie co piątą osobę i dawał 45%, cała reszta zdała. Nie wiem czym się sugerował: nazwiskiem, pismem, kolejnością oddania pracy? W każdym razie ja znalazłam się w tej pierwszej części. Akurat z tego przedmiotu orłem nie jestem... niemniej na poprawie były jedne z najlepszych osób na roku. Takie, które zawsze są przygotowane i zawsze wszystko wiedzą (nie to co ja :P) - i mają stypendia. Kto wie, czy takim potraktowaniem nie pozbawił ich należącej się im kasy...

Jak widać - co prowadzący, to inne zasady. Cieszę się, że pierwszy rok dawno za mną i mniej więcej wiem czego się spodziewać.

A zapisuję to wszystko po to, by jak przyjdzie jeszcze trudniejszy czas - przeczytać i pomyśleć "aha, wtedy dałam radę, to teraz też mi się uda!".

A w następnej części: postanowienia noworoczne. Tak wiem, rychło w czas :P

1 komentarz:

  1. O to trzymam kciuki za te poprawki. Mam nadzieję,że będzie to tylko "formalność".
    Pan od egzaminu wyjątkowo oryginalny.

    OdpowiedzUsuń