sobota, 31 sierpnia 2013

Nad wielką wodą

Jako że mieszkam na południu Polski każdy wypad "gdzieś dalej", a zwłaszcza "gdzieś dalej nad ogromną wodę" jest dla mnie super atrakcją porównywalną do lotu w kosmos. Tak, aż tak bardzo cieszę się kiedy mam okazję zobaczyć nasze paskudnie brudne morze :)

I tym razem nie było inaczej.

Wyruszyłam koło godziny idealnej na podwieczorek. Czekała mnie ponad 12- czy 13-sto godzinna podróż. Zaopatrzona w tosty i walizki o skromnej wadze powyżej 25 kg (dokładnie nawet nie wiem ile i może tak jest lepiej...) ruszyłam na podbój północy. Trafiłam na przemiłego, uśmiechniętego konduktora, dzięki któremu pół trasy spędziłam w całkowicie własnym przedziale - i nikt nam nie przeszkadzał (albo raczej my nikomu). Niestety noc całą przewracałam się z boku na bok, bo nie byłam w stanie zdrzemnąć się choćby na chwilę. Ale przynajmniej miałam piękne widoki: mężczyzna, który leżał naprzeciwko mnie miał cudowne nogi! I nie tylko mi się spodobał :)

Wczesnym rankiem (5!) z trudem wytachałam się z pociągu i zaczęłam zastanawiać się: co dalej? Liczyłam, że wszystkie złe rzeczy zasłyszane o podróżach pociągiem staną się faktem... ale nie. Nie było żadnego nagłego godzinnego przestoju ani nawet dwugodzinnego spóźnienia. Zdziwiona byłam co nie miara! Oczywiście pojechałam bez ustalonego noclegu. Ale wszystko się udało. Prysznic i krótka drzemka - i się zaczęło!

Morze, zwiedzanie, imprezy, wschody i zachody słońca, statek jak z horroru, ZOO, piękne ogrody, fale na morzu, przepyszne gofry, pachnący las, jednoocy piraci, fast foody, ogromne parki, zawody na morzu, łajby, zbieranie muszelek, chmury "na wyciągnięcie ręki", rześkie powietrze, spacery brzegiem morza, ogromny księżyc, tony sałatek i wiatr, wiatr, wiatr (nigdzie indziej takiego nie ma). Tydzień bez snu, bo czymże są te marne 3 godziny, w czasie których ładowałam akumulatory?

Mnóstwo przygód, o których nie chcę tu pisać, a które sprawiają, że do dziś na samo wspomnienie śmieję się w głos, jak głupia. Mnóstwo też takich, które wprawiają w melancholię, a nawet jakiegoś rodzaju smutek. I mieszkanie z kimś - jak wiele o tej osobie można się dowiedzieć przez tak krótki czas. I zdziwienie, że ktoś może być podobny; mieć podobne zachowania, zwyczaje, cechy charakteru - a jednak tak inne, bo wykonane innym ciałem - inaczej "opakowane". Dziwne.

Na razie na tym zakończę spisywać swoje wrażenia. Chciałabym zapisać wszystko, by nie uleciało, jednakże wiem, że to niewykonalne. Zaczęłam bez planu i tak też skończę, bo co ma zostać, i tak zostanie. We wspomnieniach, sercu, a może gdzieś jeszcze?

czwartek, 29 sierpnia 2013

Złośliwość rzeczy martwych

Tyle rzeczy chciałam napisać w tym czasie, gdy mnie nie było... i uciekły. Tak to jest, jak raz po raz psuje się komputer i trzeba czekać na naprawę, bo człowiek, który się na tym zna, jest na wakacjach i odpoczywa przed rozpoczęciem nowej szkoły. A jak już wraca i naprawia, komputer ponownie robi psikusa i pada. Lecz zanim naprawia go ponownie, ja wsiadam w pociąg i jadę przed siebie... Uciekam przez całą Polskę i ląduję nad wielką wodą wydawać by się mogło bez końca. A teraz piszę i czytam, co piszę, i nie mogę sobie przypomnieć, czy dobrze stawiam przecinki. Coś ich za dużo tutaj, ale nie wiem, naprawdę nie wiem, które z tych, nad którymi się zastanawiam, powinnam usunąć. Wstyd przyniosę swojej szkole, biorąc pod uwagę, że skończyłam klasę humanistyczną. A teraz co? Nawet przecinków nie potrafię porządnie ustawić na swoje miejsce. To te studia inżynierskie tak wypaczyły moje wcześniejsze zdolności. Bo najlepiej zwalić na coś, nie na siebie.

sobota, 3 sierpnia 2013

Krótkie wakacje

Wyjechałam na kilka dni nad jezioro. Trzeba mi było odpoczynku i oderwania się od codzienności. I tak też było. Pływałam (czyt. starałam się nie utonąć), czytałam, odbijałam piłkę i w kinie byłam, leżałam plackiem, grillowałam, słuchałam radia, spacerowałam, chodziłam do sklepu, bo wszyscy spali. A spać, no właśnie, spałam mało. I jeszcze kota miałam, a nawet dwa koty. Dokarmiałam i pieszczochałam. Ukraść je chciałam, ale żal mi było małych właścicieli... Małe koty są wielkimi psotnikami! Zdjęć nie mam, bo aparatu nie mam. Pozostaną mi wspomnienia.