poniedziałek, 24 lutego 2014

Uff...

I już po sesji. Wczoraj po południu przyszła informacja o ostatnim egzaminie. Zaliczyłam wszystko, kolejno: 4, 3, 3.5 (plus wcześniej zdane egzaminy). A nie każdy miał tyle szczęścia i będzie pełno warunków w tym semestrze... Co za ulga, że mi się udało!

W piątek postawiłam na odstresowanie się. I średnio wyszło... 4.30 w nocy, a ja sama, w środku Wielkiego Miasta, ze łzami w oczach, na policzkach i wszędzie... W domu byłam po 6.
Został wstyd, wyrzuty sumienia i coś czego nie potrafię jeszcze nazwać... jakiś taki smutek chyba. Ech, ja to zawsze wpakuję się w jakieś dziwne rzeczy...

W sobotę wszystko olałam. Musiałam dojść do siebie. A koło 20 zaczęłam robić pączki - pierwszy raz w życiu. Nie wyglądały jak pączki :D Ale były przepyszne!
Podobno bardzo trudno zrobić odpowiednie ciasto drożdżowe, ale nie wydaje mi się... tylko urabianie jest wprost straszne. Całą niedzielę bolały mnie paluchy.

W niedzielę byłam na spotkaniu. Mam mieszane uczucia, ale cieszy mnie to, że mimo rzadkich kontaktów jest tak jak zawsze, jak wcześniej. Minusem jest jedynie to, że nie jest lepiej...

A dziś miałam jeden dzień ferii, bo poniedziałkowe zajęcia zaczynają się dopiero za tydzień. Ale nie ma tak dobrze, trzeba było zarobić trochę złotówek na przyjemności.

Teraz mam wolne. I co ja mam z tym czasem zrobić?? :D

4 komentarze:

  1. To gratuluję końca sesji :)
    Co do pączków moje pierwsze przypominały racuchy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja pączków nie piekłam nigdy w życiu, bo do kuchni nie nadaję się prawie w ogóle, przez co szczerze współczuję mojemu facetowi ^^
    gratuluję zdania egzaminów! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję wszystkich pozytywnych wpisów w indeksie :-)
    A wolny dzień? Mam nadzieję, że wykorzystałaś go na przyjemnościach!

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że sesja już za Tobą i gratuluje :)

    OdpowiedzUsuń