I już po sesji. Wczoraj po południu przyszła informacja o ostatnim egzaminie. Zaliczyłam wszystko, kolejno: 4, 3, 3.5 (plus wcześniej zdane egzaminy). A nie każdy miał tyle szczęścia i będzie pełno warunków w tym semestrze... Co za ulga, że mi się udało!
W piątek postawiłam na odstresowanie się. I średnio wyszło... 4.30 w nocy, a ja sama, w środku Wielkiego Miasta, ze łzami w oczach, na policzkach i wszędzie... W domu byłam po 6.
Został wstyd, wyrzuty sumienia i coś czego nie potrafię jeszcze nazwać... jakiś taki smutek chyba. Ech, ja to zawsze wpakuję się w jakieś dziwne rzeczy...
W sobotę wszystko olałam. Musiałam dojść do siebie. A koło 20 zaczęłam robić pączki - pierwszy raz w życiu. Nie wyglądały jak pączki :D Ale były przepyszne!
Podobno bardzo trudno zrobić odpowiednie ciasto drożdżowe, ale nie wydaje mi się... tylko urabianie jest wprost straszne. Całą niedzielę bolały mnie paluchy.
W niedzielę byłam na spotkaniu. Mam mieszane uczucia, ale cieszy mnie to, że mimo rzadkich kontaktów jest tak jak zawsze, jak wcześniej. Minusem jest jedynie to, że nie jest lepiej...
A dziś miałam jeden dzień ferii, bo poniedziałkowe zajęcia zaczynają się dopiero za tydzień. Ale nie ma tak dobrze, trzeba było zarobić trochę złotówek na przyjemności.
Teraz mam wolne. I co ja mam z tym czasem zrobić?? :D
To gratuluję końca sesji :)
OdpowiedzUsuńCo do pączków moje pierwsze przypominały racuchy :)
ja pączków nie piekłam nigdy w życiu, bo do kuchni nie nadaję się prawie w ogóle, przez co szczerze współczuję mojemu facetowi ^^
OdpowiedzUsuńgratuluję zdania egzaminów! :)
Gratuluję wszystkich pozytywnych wpisów w indeksie :-)
OdpowiedzUsuńA wolny dzień? Mam nadzieję, że wykorzystałaś go na przyjemnościach!
Cieszę się, że sesja już za Tobą i gratuluje :)
OdpowiedzUsuń